Wojciech Pudo: naszą największą siłą jest zespołowość

Drużyna juniorów w świetnym stylu wywalczyła awans do półfinałów Mistrzostw Polski. O przemyślenia dotyczące turnieju zapytaliśmy trenera Wojciecha Pudo.

Przede wszystkim gratuluję udanego turnieju! Czy poszedł on zgodnie z planem, czy jednak coś trenera zaskoczyło?

Turniej poszedł zgodnie z planem – awansowaliśmy do kolejnego etapu. Braliśmy pod uwagę możliwość porażki z MOS, patrząc na ich warunki fizyczne. Z drugiej strony nie spodziewałem się, że Wifama Łodź wygra z gospodarzem, co nałożyło na nas dodatkową presję w meczu niedzielnym. Nie zaskoczyła mnie jednak postawa naszych graczy, którzy pokazali naprawdę ogromny charakter i wolę walki w tym ostatnim meczu. Zasłużenie awansowaliśmy do następnego etapu.

Jakie myśli miał trener właśnie przed tym ostatnim spotkaniem?

O dziwo, byłem spokojniejszy niż przed sobotnim meczem. Wtedy były nerwy – MOS zagrał słabo w czwartek z Wifamą i miał za dużo słabych punktów, by w sobotę tego nie odwrócić. Tego się obawiałem i te obawy się potwierdziły. MOS zagrał bardzo dobrze, poprawił się w tych elementach, w których wypadł słabo w czwartek. Jednak widząc chłopaków po tym meczu, od razu wiedziałem, że będziemy mieli zupełnie inne nastawienie i wejdziemy na inny poziom.

Co by trener wskazał jako największą siłę drużyny, coś może nam w następnym etapie dać dobre wyniki?

Naszą największą siłą jest zespołowość. Rozmawialiśmy o tym na treningach przez cały sezon – tylko grając razem, wspólnie idąc do przodu i walcząc o każdą piłkę, jesteśmy w stanie wygrywać nawet z faworytami, bo my w tym sezonie do faworytów nie należymy. I to pokazaliśmy na boisku – jako kolektyw potrafimy zrobić wiele pozytywnego.

Wróćmy na chwilkę do przeszłości. Czy udało się podbudować to, czego zabrakło podczas finałów wojewódzkich?

Podczas finałów Mistrzostw Śląska tak naprawdę zabrakło kilku rzeczy. Nie mieliśmy Artura Brzostowicza, który regenerował się przed finałami rozgrywek juniorów młodszych. Chłopak miał dużo grania i dlatego też nie mogliśmy z niego skorzystać. Brakło też trochę szczęścia, w ważnych momentach były takie piłki, które spadały kilka centymetrów na aucie, a które lądując w boisku, dałyby nam przewagę, przełamanie i moglibyśmy odwrócić wyniki w poszczególnych setach. Na pewno cieszy mnie to, że finale z Jastrzębiem, który przegraliśmy trzeci rok z rzędu, graliśmy nasz najlepszy finał, byliśmy najlepszym zespołem w tych trzech ostatnich latach. Nie daliśmy się złamać, co w poprzednich latach udawało się przeciwnikowi – wywierał presję na siatce, przełamywał nas. Teraz walczyliśmy do końca, nie przepuszczając żadnej piłki i to było najważniejsze, co osiągneliśmy w tym finale. Gdy następnym razem trafimy na Jastrzębie, na pewno będziemy w stanie wyciągnąć wnioski i te elementy, które nie funkcjonowały do końca, poprawić.

A teraz przejdźmy do przyszłości. Czy zawodnicy „czują” ten bardzo dobry wynik z poprzednich Mistrzostw Polski?

Mało z tych chłopaków było w zeszłym roku. Byli w szerokiej kadrze, ale nie wszyscy pojechali na finały. Oni sami wiedzą, że to nowy zespół, który pisze nową, własną historię. Nie oglądają się wstecz, tylko patrzą na tu i teraz. To też cieszy, bo są świadomi tego, co chcą robić i fajnie, że chcą to robić razem.